gdzie ten śnieg …

Mija połowa grudnia, święta już tuż tuż , a śniegu jak nie było tak nie ma. Brakuje mi tego białego puchu, tego świątecznego klimatu. Jak Mój Dziadek mówi , „nie ma to jak mróz jajka zetnie to od razu człowiek czuje, że żyje” 😉

Powoli zbliża się koniec roku i z tym oto faktem zastanawiam się nad postanowieniami noworocznymi. Mam kilka pomysłów co by tu zmienić , a także co by tu osiągnąć za cel w przyszłym roku. Zrobić coś dla siebie dla swojej Kobiety. Tak aby było nam lepiej , a może przyszły rok przyniesie nam coś co nas mile zaskoczy. Jak to się mówi ” hej przygoda, przygoda każdej chwili szkoda …” doczekać się nie mogę.

O jednym szczęściu jakie mnie spotka w najbliższej przyszłości to już wiem , ale czekam na odpowiedni moment aby poświęcić na to oddzielny wpis , gdzie będę mógł opisać wszystko od samego początku do końca. Więc zapowiadam już , że to będzie coś fantastycznego i gorąco polecam do przeczytania.

Dzisiaj miałem piękny sen. Myślę , że to przez nasze wczorajsze rozmowy i moją bujną wyobraźnię. Ale nie ukrywam tego , że gdy człowiek marzy to wie co to jest życie. A jak to się mówi , że jakby za marzenia karali to już dawno miałbym „dożywocie”. W sumie  można to nazwać w pewnej kwestii tzw. terapią smutku. Bo jak mam słabszy dzień chwila drzemki i odpłynięcie w snach lub zamyślenie się o rzeczach , które sprawiają nam przyjemność działa na mnie jak terapia „poprawiania humoru” 😉

A wracając do mojego snu … Był drewniany domek w stylu góralskim stojący nad brzegiem lasu. Miałem duże podwórko gdzie było można odpocząć od życia. Ale nie to jest setnem mojego snu. Pracowałem w lesie 🙂 byłem spełnionym człowiekiem. Każdego ranka budziłem się z uśmiechem u boku swojej Kobiety, a także wychodząc z domu nabierając głęboki oddech świeżego powietrza, czując zapach świerków, czułem , że żyje. Jadąc do miejsca pracy podziwiałem walory lasu i praca jaką wykonywałem sprawiała mi ogromną przyjemność. Po powrocie do domu po całym dniu pracy czułem się wyśmienicie, niczym po leniuchowaniu.

Dzisiaj jestem pełen energii i optymizmu , że nadejdzie czas i to jedno z wielu rzeczy jakie chciałbym się spełni. A wtedy wszyscy będą zadowoleni… Ja bo robię to co chcę i moja Kobieta bo będzie widziała , że to co robię sprawia mi przyjemność.

Tylko patrząc przez okno ten okropny wiatr z deszczem nie pozwala na wyjście z domu. A szkoda bo lubię chodzić na spacery z Dorotką. Nie jestem mieszczuchem. Wole być gdzieś na powietrzu, pośród przyrody. A jeszcze do tego biały puch i skrzypiący mróz pod butami było by dopełnieniem szczęścia.

Miłej niedzieli …. I do usłyszenia …

 

marzenia i naprostowanie …

Ostatnio myślę i rozmawiam z moją Kobietą co jak by??? … Hmmm … Pewnie ktoś kto czyta tego bloga może sobie pomyśleć , że piszę dosyć nie jasno bo raz piszę , że jestem zadowolony, a drugim razem czegoś mi brakuje. Chciałbym to na prostować tym , że wiadomo każdy ma marzenia, jakiś pomysł na siebie choć często się to komplikuje lub większość życia ma się pod górkę. Nie powiem bo LUBIĘ nie wiadomą innym słowem to jakaś forma przygody ale jak długo to nie powodzenie może się ciągnąć.

Te wpisy są tak sprzeczne sobie bo jak każdy człowiek jednego dnia mam super dzień i nic mi nie może popsuć humoru i jestem myśli , że powoli jakoś się to wszystko ułoży, a drugiego dnia mam ochotę zamknąć się gdzieś gdzie jest ciemno , będąc w samotności. Wtedy się żale jakie jest życie okropne. Myślę , że to normalny odruch normalnego człowieka , który dąży do spełnienia marzeń. Milion pomysłów , co chwila jakieś inne postanowienia ale ta rzeczywistość , która nas tak brutalnie ogranicza.

Piszę dużo o wolności. Ktoś kto nie nie jest wtajemniczony pomyśli sobie , że coś z tym Kolesiem jest nie HALO…. Ale to moja tak zwana ucieczka od szarości życia. Jak już kiedyś pisałem kiedyś byłem na tzw. „szczycie”. Byłem przedsiębiorcą , któremu na nic nie brakowało , a nawet wszystkiego było za dużo. Po złych decyzjach , potknięciu się na jednej źle rozegranej strategi straciłem wszystko. Zostałem wtedy sam , każdy ulatniał się z Mojego życia jak mydlana bańka. Czułem się pusty w środku i nikomu do niczego nie potrzebny. Wtedy pojawiła się Moja Kobieta , której za wszystko DZIĘKUJE I WSZYSTKO ZAWDZIĘCZAM.

Chciałbym zwiedzić cały świat , a nawet nie mam za co dojechać na dworzec. Mam auto , które jest starsze ode mnie, ale traktuje je jak członka rodziny. Nasz Mieciuś ma duszę 😉 ale cóż żyje tym co mam. A największą siłę jaką czerpię do walki aby osiągnąć swój cel, swoje marzenia jest właśnie Dorota. Nie musi nic mówić, wystarczy, że się uśmiechnie, że tylko mnie dotknie , a działa to na mnie jak magiczna pigułka.

Tak, z dnia na dzień robi się coraz to lepiej. Zacząłem nową pracę , która nie jest spełnieniem marzeń ale pozwala na myśl o jakimś początku w dążeniu do upragnionej przyszłości. Ale nie narzekam, nie żalę się nikomu tylko w tym trwam bo wiem , że jest to dobre.

Może za nie długo spełni się Moje marzenie o pracy w branży jaką kocham. Wiem o tym , że „las na mnie czeka”. Całe życie tam spędziłem i zrobiłem dużo dobrego, tysiące młodych sadzonek każdego poranka uśmiecha się do promieni słońca i cieszy się z każdej kropli wody. Patrząc co zrobiłem na przestrzeni tych lat jestem z siebie naprawdę dumny, że dałem nowe życie tylu drzewom dzięki , którym Moje dzieci , a może i wnuki będą mogły oddychać.

Jak już pisałem chwilowo , żeby nie Moja Kobieta nie miałbym nawet kawałek chleba. Mam nadzieje , że w przeciągu mojego życia uda mi się pokazać jej jaki jestem jej wdzięczny za wszystko co dla mnie zrobiła. A jestem pewien, że jak nie to za Moją prośbą zostanie Jej to wynagrodzone w niebie. Ale myślę , że Bóg widzi wszystko z góry co się dzieje i sam ją doceni jak nikogo innego bo zasługuje na wszystko co najlepsze na świecie.

Nie mogę sobie pozwolić na razie na nic. Dlatego pisałem tu o swoich marzeniach , które nazwałem swoją WOLNOŚCIĄ. W myślach odpływam daleko od problemów ….

Latam gdzieś na paralotni, gdzieś wysoko, podziwiając wszystko z góry i ciesząc się otaczającą mnie ciszą i wolnością od życia.

Zaś innym razem leżę na łące wysoko w górach. Patrząc się na chmury skaczące jak śnieżne owieczki po niebieskiej łące. Czuję ten powiew górskiego powietrza, trawę dotykającą Mojego ciała. I góry leżące sobie tak spokojnie , czuć tam taką harmonię życia, która budzi we mnie zachwyt.

Ale nie poddaję się. Jestem myśli , że „musi być trochę gorzej , aby później było lepiej”. Jestem szczęśliwy u boku Swojej Kobiety. W sferach uczuć jestem spełnionym człowiekiem. Niczego mi nie brakuje bo czuję się kochany i wiem , że odwzajemniam tą miłość i wiem , że Ona to czuje.

Chuch…. trochę się rozpisałem ale dzisiaj taki dzień. Lepiej mi się zrobiło. A jeszcze lepiej mi po wieczornej rozmowie w cztery oczy z Dorotką bo wiem, że co bym nie wymyślił czy jaki miał pomysł Ona jest ze mną. Wspiera mnie na dobre i na złe.

Chciałbym, żeby każdy mógł tak sobie poradzić w życiu po takim upadku jak Ja. Byłem niżej niż na dnie bo jeszcze 20 metrów mułu do dna mnie dzieliło. Ale zaczynam się wygrzebywać z tego śmierdzącego dziadostwa.

Niczym dzielny Gladiator walczący na arenie. Nie ukrywam , że czasami czuję się jak Maximus bo jak on tak i ja walczę w życiu o wszystko.

Myślę , że udało mi się zebrać moje rozbiegane myśli , uczucia i jakoś sensownie to napisałem. I w miarę można mnie zrozumieć.

Życzę Wszystkim najlepszego.

A także ten wpis dedykuję MOJEJ DOROCIE bo bez niej nic nie maiłoby sensu.

Siła, miłość i honor ….